Chłopak leżał w swoim pokoju, pogrążony w kojącym zmysły spokoju i ciszy. Mimo iż był już środek wakacji, zmęczenie doskwierało mu jak nigdy dotąd, zresztą - cała ta swoboda strasznie go rozleniwiła. Mógł godzinami leżeć na twardym materacu i gapić się w sufit jak jakiś opętaniec. Nie przeszkadzało mu całodzienne spanie czy liczenie tyknięć zegara późno w nocy. Dopóki miał ciszę i spokój, a jego mięśnie nie były narażone na jakikolwiek wysiłek, był całkiem usatysfakcjonowany.
- Mike!
Chłopak przytworzył jedno oko, gdy nagle drzwi otwarły się z hukiem. Nie musiał patrzeć by domyślić się któż to złożył mu tę jakże "niespodziewaną" wizytę. To był On - Jerry, najgorszy natręt i najlepszy przyjaciel zarazem. W jego odwiedzinach, co prawda, nie było nic złego, gdyby nie mały mankament, a mianowicie to, że przychodził codziennie - CODZIENNIE!
- Czego? - rzucił Mike, na powrót zamykając błękitne oczy.
- Zawsze to samo - mruknął szatyn ze słyszalnym rozczarowaniem, a z jego ust wydobyło się ciche westchnięcie. - Chociaż raz mógłbyś powitać mnie z otwartymi ramionami.
Długowłosy w odpowiedzi odwrócił się do gościa tyłkiem, nie uraczywszy go nawet przelotnym spojrzeniem. Zawsze tak robił - ignorował wszystko i wszystkich kiedy sytuacja robiła się dla niego zgoła niewygodna. Jednak Jerry za każdym razem drążył temat tak długo, że odpowiedź prędzej czy później i tak padała - dla świętego spokoju.
- Uśmiechnąłbyś się chociaż - burknął tamten, siadając obok łóżka.
Spoglądał w milczeniu na plecy przyjaciela, na długie jasne włosy niedbale rozsypane po poduszce. Dlaczego taki był? Dlaczego nie mógł choć raz powiedzieć czegoś ciepłego, a z jego oczu nie mógł zniknąć chłód i obojętność? Zielonooki często zadawał sobie tego typu pytania, popadając w głębokie zamyślenia. Nie rozumiał wielu spraw ani zachowań o jakich przyjaciel nie chciał rozmawiać. Brakowało mu zaufania, czułości... Miłości. Kochał Mika od czterech lat. Już jako podlotek zarzekał się, że zostanie z blondynem na zawsze, co wtedy oczywiście wydawało się dziecięcym bajdurzeniem, jednak... Jerry na prawdę nie chciał opuszczać ukochanego, obiecał sobie, że kiedyś zdobędzie jego serce - że wszystko się ułoży.
Drgnął, poczuwszy na sobie intensywne spojrzenie błękitnych oczu. Choć bardzo chciał zachować spokój, nie dał rady. Nie minęła sekunda, a jego twarz jak na zawołanie okryła się obfitym rumieńcem.
- Ej, Jerry?
- T-tak? - jęknął szatyn, lampiąc się tępo w podłogę.
- Nie to żeby coś, ale... Jesteś gejem?
Zamarł jak gdyby rzucono na niego magiczny urok. Serce zatrzymało się na kilka sekund, po czym ruszyło szaleńczo, przyprawiając chłopaka o silne zawroty głowy. Czuł jak policzki pieką go jeszcze bardziej, jak usta zaczynając drżeć z przerażającej wręcz desperacji.
- N-nie - skłamał łamiącym się głosem. -N-nie jestem.
Mike milczał nadal, nie spuszczając oczu z czerwonej twarzy kumpla. Nie był debilem, dobrze wiedział co się święciło. Musiałby być ułomny by nie dostrzec tych ukradkowych spojrzeń pełnych uczucia. Sprawa 'zakochania' tłumaczyłaby również, dlaczego typ se nie odpuścił i przyłaził do jego domu dzień w dzień, nadwyrężając przy tym cierpliwość złotowłosego.
- To obrzydliwe - mruknął, obserwując bacznie twarz szatyna. - Niedobrze mi.
- J-ja... - zająknął się, nie wiedząc co robić.
W tym momencie chciał zapaść się pod ziemię, albo nie! Umrzeć. Tak - to by było najlepsze rozwiązanie. Uwolniłby się od wstydu i cierpienia jakie teraz rozrywało jego małe serduszko na kawałki. Jak mógł? Jak mógł go tak zranić? Przecież wiedział, że Mike jest normalny, że... że jest hetero, a mimo to narzucił mu to ohydne uczucie. Wie o tej okropnej miłości!
- J-ja przepraszam - szepnął, czując jak łzy napływają mu do oczu. - P-przepraszam, przepraszam... Ja... P-przepraszam...
- Serio zakochałeś się w facecie? - blondyn uniósł brwi, jednak jego głos jak i twarz pozostały bez zmian - wciąż obojętne.
- J-ja... Ja...
- Ile razy waliłeś sobie myśląc o mnie?
- Przepraszam, j-ja przepraszam...
- Przestań przepraszać.
Chłopak skulony na dywanie drżał okropnie, obejmując kolana ramionami. Skrył zapłakaną twarz, w dłoniach, nie chcąc by ten oglądał go w takim stanie. Cały mokry i zasmarkany...
Znieruchomiał, gdy objęły go ciepłe ramiona. Nie podniósł głowy, zbyt się bał, iż jest to tylko wyobraźnia lub głupi żart ze strony kupla. Nie wiedział czego może się spodziewać, lata znajomości teraz okazały się zupełnie bezużyteczne - nie potrafił stwierdzić co blondyn może sobie myśleć. Lecz cichy szepty, który po chwili wdarł się do jego ucha, sprawił, że ten aż podniósł głowę.
- Chcesz to zrobić?
Jerry patrzył na przyjaciela czerwonymi od płaczu oczyma, nie mogąc zrozumieć jego słów. Czy... Czy on właśnie zaproponował... Czy on...
- Co... C-co masz na myśli? - spytał cicho, a blade policzki na powrót okryły się czerwienią.
- Chcesz się ze mną pieprzyć?
Milczenie jak i mina chłopaka były jednoznaczne. Chciał tego, pragnął ciała Mika już ok kilku lat. Do tej pory zadowalał się suchymi rozmowami i jego głosem, o którym myślał podczas masturbacji. Niejednokrotnie przed snem wyobrażał sobie jakby to było, gdyby Mike uprawiał z nim seks, to było naprawdę wspaniałe, jednak... fantazje to tylko fantazje.
- Rozbierz się - mruknął długowłosy, nadal nie zdradzając żadnych oznak ekscytacji czy zainteresowania kolegą. Z drugiej jednak strony jego chłód i obojętność była na swój sposób niezwykle podniecająca.
Jerry przełkną ślinę, zsuwając z bioder ciemne dżinsy. Pozbył się również i koszulki, po czym spojrzał nieśmiało na przyjaciela nadal leżącego na twardym tapczanie. Lecz w brew własnym słowom, nie wyglądał na takiego co miałby wstawać, a co dopiero uprawiać seks, dlatego też w czułe serce szatyna znów wbiły się szpony niepewności.
- M-Mike?
Błękitnooki odgarnął niedbale jasne kosmyki z twarzy, po czym wlepił spojrzenie w krocze chłopaka. Jerry czuł jak wzbiera w nim podniecenie i miażdżące wręcz pożądanie, w końcu tłumił swoje uczucia przez dobrych kilka lat...
- Stoi ci - mruknął blondyn bez krztyny emocji w głosie.
- P-przepraszam...
- Masz dzisiaj jakąś dziwną tendencję do przepraszania - rzucił tamten, westchnąwszy.
Z trudem, bardziej z musu niż własnych chęci, wstał z łóżka. Górował teraz nad nim - zupełnie nagim, kulącym się od chłodu tego przeciągłego spojrzenia.
- Weź go - polecił twardo, bez jakiegokolwiek skrępowania. - Weź go do ust.
Jerry patrzył na niego chwilę z lekkim zaskoczeniem. Usiłował rozszyfrować ten niewiarygodny rozkaz, jednak nic nie wskazywało na to, by ten sobie z niego żartował. Nie dając więc mu dłużej czekać, ukląkł tuż przed nim, po czym wolno zsunął szare dresy.
Policzki paliły go żywym ogniem, gdy pozbył się również białych bokserek. Patrzył jak zaczarowany na pokaźnego penisa, który należał nie do nikogo innego jak do jego ukochanego Mika. Nigdy, ale to nigdy nie przypuszczał, że nadejdzie taki dzień.
Ujął go delikatnie w palce. Był tak przyjemnie gorący...
- No? - ponaglił znudzonym głosem. - Na co czekasz?
Chłopak posłusznie włożył członka do ust. Smoktał jego nasadkę, jak gdyby był to lizak, a nie penis przyjaciela z dzieciństwa. Wolno poruszał głową w tył i w przód, starając się sprawdzić jak najwięcej przyjemności błękitnookiemu. Gdy jednak ich spojrzenia się spotkały, po ciele szatyna przeszedł kolejny dreszcz wywołany tą oschłą dezaprobatą - postanowił przyłożyć się bardziej.
Przyśpieszył znacznie, by po chwili dołączyć zęby. Nadgryzał ostrożnie całą jego powierzchnię, sprawiając, że na twarzy Mika zaszły pierwsze zmiany. Chłopak miał zamknięte oczy, do tego jego oddechy stawały się coraz płytsze. To jednak tylko zachęciło szatyna do dalszego działania.
Lecz im dłużej i dokładniej dogadzał chłopakowi, tym sam był co raz bardziej podniecony. Jak na razie sprawiał przyjemność głównie Mikowi, a jego ciało również domagało się pieszczot. Jedną ręką sięgnął do własnych slipek, po czym szybko pozbył się ich. Jego dłoń powędrowała do mokrego już członka, by ulżyć mu choć troszeczkę.
- Chodź - rzucił blondyn, nakazując by ten położył się na podłodze.
Chłopak oczywiście wykonał polecenie, rumieniąc się przy tym obficie. Mike schylił się nad, po czym rozchylił jego nogi szeroko.
- C-co ty...
- Cicho - warknął, przejeżdżając palcem po pachwinie. Chwycił go zaraz za uda, by ułatwić sobie dostęp do kłódki. W końcu jakby nie patrzeć to on i nikt inny był tutaj kluczem. Nie wahał się ani przez chwilę.
Jerry jęknął, gdy giętki język musnął jeden z pośladków. Drżał podczas intensywnych pieszczot, gdy wsadzał go zwilgatniając okrąg mięśni. Czuł się jak w niebie, jak gdyby sam Gabriel utulał go w swych silnych ramionach. Nie... było jeszcze lepiej.
- M-Mike... - jęknął tamten, lecz przyjaciel nie zwrócił na niego większej uwagi - Ach!
Blondyn odsunął twarz od chłopaka, po czym schylił się po pustą butelkę coli, leżącą w kącie. Patrzył krytycznie przez chwile na jej wylot, po czym uśmiechnął się kącikiem ust.
- M-Mike? P-po co ci t... Ach! - krzyknął zaskoczony, gdy chłodny przedmiot wszedł w niego niespodziewanie. To było dziwne uczucie - nigdy jeszcze czegoś takiego nie zaznał. Przyjemne, bolesne i obce jednocześnie...
- Podoba ci się? - spytał tamten złośliwie, wkładając butelkę głębiej.
- Ach! N-nie! Prze...! - zaskamlał szatyn, zaciskając zęby - Stop!
Mike jednak w ogóle nie przejął się błaganiami przyjaciela, wręcz przeciwnie - posłał mu ironiczny uśmieszek, po czym nabrał tempa.
- Prze...! Przesta...!
- Wiem, ze ci się podoba! - syknął, napierając tak, że aż temu zaparło dech w piersi - Ty mały zboczeńcu!
Chłopak zagryzł wargę, usiłując stłumić dziwne odgłosy, które wydawał, jednak w praktyce nie było to takie proste.
- N-nie chce tego, - wydyszał rozpaczliwie, skrywając twarz w dłoniach - Chcę ciebie!
Nagle wszystko ustało - w jednej chwili butelka jak i sam 'oprawca' zamarli, zaś w pokoju nie licząc ciężkich oddechów, zapanowała cisza.
- L-lubię ciebie - szepnął - Nie tą pieprzoną butelkę.
Mike zmarszczył brwi. Spojrzał na plastikowy przedmiot tkwiący we wnętrzu chłopaka, po czym przeniósł spojrzenie na twarz skrytą za drżącymi rękoma.
- Przepraszam.
Jerry drgnął. Czy... C-czy dobrze słyszał? Czy on właśnie...
- Przepraszam - powtórzył blondyn cichutko, po czym nachylił się nad przyjacielem.
Uśmiechnął się lekko, gdy oba penisy przyległy do siebie - teraz już mu to nie przeszkadzało. Nie było w nim ani odrobiny niechęci czy obrzydzenia, jego serce nagle przepełniło się dziwaczną radością, której sam szczerze nie rozumiał.
Ujął leżącego za nadgarstki, po czym delikatnie choć zdecydowanie, odciągnął je od zaczerwienionej twarzyczki.
Chłopak niemal od razu odwrócił wzrok, zaciskając ze skrępowania zęby. Blondyn jednak uśmiechał się szeroko i to całkowicie szczerze, delikatnie gładząc policzek szatyna. Ten zaskoczony choć dopiero co wrócił do normalnych kolorów, poczerwieniał znów cały, wlepiając zielone oczyska w przyjaciela.
- Nie martw się - mruknął czule Mike, ukazując rząd białych ząbków - Dam ci mnie całego.
- Nie mów takich zawstydzających rzeczy, idioto! - krzyknął chłopak, czując jak od środka robi mu się gorąco.
- Stan na czworaka i odwróć się do mnie tyłem - poprosił uprzejmie, a gdy zobaczył niepewna minę chłopaka dodał szybko - Żadnych butelek.
Ten zaś parsknął po chwili, po czym wykonał polecenie. Ułożył się na podłodze, a biodra uniósł do góry by zapewnić partnerowi łatwy i wygodny dostęp.
Czuł się dziwacznie - miał świadomość, że teraz jego miłość została zaakceptowana i potraktowana poważnie, jednak wypinanie tyłka było zupełnie inną sprawą.
- Mi...
- W porządku - odparł tamten, nim szatyn zadał pytanie - Nie myśl o niczym... Tylko o mnie.
'Nie musisz mi tego mówić, robię to od kilku lat' - pomyślał Jerry, wpatrzywszy się w dywan.
- Wchodzę - rzucił Mike, wprowadzając stwardniałego penisa do ciasnego wnętrza. Chwycił chłopaka mocniej za biodra, po czym wszedł najgłębiej jak mógł. Szatyn jęknął głucho, zaś błękitnooki zamarł, czerpiąc przyjemność z tej oszałamiającej chwili.
- Mi...Mike... - dyszał, gdy partner miarowo przyspieszał. Jego ruchy stawały się z każda chwila dokładniejsze i głębsze, przyprawiając go o kolejne fale donośnych jęków i oszałamiającej rozkoszy.
- Kocham cię - rzucił blondyn miedzy gardłowymi pomrukami - Kocham cię, kocham.
Jerry otworzył szeroko zielone oczyska, po czym z trudem wygramolił się spod chłopaka. Podszedł do niego na kolanach, po czym wymieniając jedno mówiące wszystko spojrzenie, pchnął go delikatnie, zachęcając do siadu. Gdy ten wylądował na podłodze, szatyn zbliżył się do niego, zatapiając w nim chciwie wargi. Pocałunek trwał kilka dłuższych chwil, za pomocą którego rozwiali wszelkie wątpliwości - kochali się oboje.
Jerry objął Mika dwoma rękoma, siadając na nim okrakiem. Westchnął głośno, gdy wspaniały członek znów wtargnął do jego wnętrza, przyprawiając wrażliwe ciało o kolejną falę przyjemności.
- Ja tez cię kocham, Mike - szepnął, z trudem powstrzymując głębokie jęki - Zawsze cię kochałem.
- Nie ograniczaj się, podaruj mi swój głos - mruknął niebieskooki seksownie, wprost do ucha ukochanego, na co ten w połączeniu z energicznymi posunięciami, odpowiedział wytryskiem.
Ciepła sperma zabrudziła ich obydwu, a szczególnie tors blondyna.
- Ach, p-przepraszam - krzyknął Jerry, cały czerwieniejąc - J-na nie chciałem! J-ja zaraz cię wytrę...
- Spokojnie, nie ma się czego wstydzić. - parsknął tamten szczerze rozbawiony - To zupełnie normalne.
- Ale ty nie doszedłeś... - mruknął szatyn, nadal zakłopotany.
- Bo jestem bardziej męski - odparł, wzruszając ramionami.
- T-ty... - warknął Jerry, groźnie marszcząc brwi. Nim jednak powiedział cokolwiek obraźliwego, uśmiechnął się zalotnie, po czym zarzuciwszy partnerowi ręce na szyje szepnął niewinnie:
- Pragnę żebyś doszedł we mnie... Tak żeby wyciekało...
Jasnowłosy spojrzał na ukochanego po raz pierwszy rumieniąc, zaś widząc rozkoszną minkę przyjaciela, nie wytrzymał - jęknął przeciągle wraz z szatynem, a ich głosy zlały się w jeden.
Zrobił to - doszedł w nim, choć nie zupełnie to sobie zaplanował. Spojrzał na Jerrego, którego oczy zamgliły się z nadmiaru rozkoszy. Ucałował go delikatnie, po czym pozwolił mu wstać. Na dywan z wnętrza chłopaka wyciekała biała maź. Mike odwrócił wzrok, czując jam wzbiera w nim zakłopotanie.
- Haha, wstydzisz się? 'TO' przecież twoje.
- Ummm... Przepraszam, ze nie wytrzymałem i jakoś tak...
- Pocałuj mnie, a ci wybaczę - zaśmiał się zielonooki, po czym złożył usteczka w rozkosznego dziobka.
Blondyn posłał mu lekki uśmiech, po czym ucałowawszy go w czoło, skrył chłopaka w swoich ramionach. Zmierzwił jego brązową czuprynkę i szepnął wesoło na ucho:
- Kocham cię, mój ty mały zboczeńcu.